Tłumaczenia w kontekście hasła "mnie w życiu spotkało" z polskiego na hiszpański od Reverso Context: To najlepsze, co mnie w życiu spotkało.
Bartosz Kurek postanowił złożyć Annie Kurek piękne życzenia urodzinowe. Siatkarz reprezentacji Polski za pośrednictwem Instagrama przekazał ukochanej gorące słowa, które bardzo dobrze świadczą o wielkim uczuciu, jakim darzy byłą siatkarkę. Padły piękne i romantyczne słowa, na które zareagowała sama zainteresowana. Niespodziewana decyzja Czesława Michniewicza przed meczem z Belgią! Tych piłkarzy zabraknie w kadrze! Bartosz Kurek z romantycznym wyznaniem do swojej żony. Padły piękne słowa Na najnowszej publikacji Bartosza Kurka na Instagramie widzimy jak wielkim uczuciem, darzy on swoją żonę. Przy okazji urodzin Anny Kurek przekazał on jej nie tylko wspaniałe życzenia, ale także wyraz głębokiego uczucia. Jak przyznaje sam siatkarz, była siatkarka jest najlepszym co go w życiu spotkało, jak też stanowi dla niego wielkie źródło inspiracji. - Wszystkiego Najlepszego Kochanie Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało i nigdy nie przestajesz mnie zaskakiwać i inspirować - napisał Bartosz Kurek na swoim Instagramie składając życzenia swojej ukochanej żonie. Zbigniew Boniek wytypował wynik meczu Belgia - Polska. Nie ma wątpliwości, będzie prawdziwy pogrom Aby zobaczyć zdjęcia Anny Kurek bez makijażu, przejdź do galerii poniżej. Anna Kurek zareagowała na piękne słowa swojego męża. Nie mogła się powstrzymać Na płomienne wyznanie swojego męża błyskawicznie zareagowała sama Anna Kurek, która podziękowała za tak wspaniałe słowa w dniu jej święta. Jak widać, była bardzo zaskoczona gestem swojego ukochanego i nazwała go "Kochanym". Jak widać, uczucie między małżeństwem jest nieprzerwanie bardzo mocne. - Kochany. dziękuję - napisała Anna Kurek pod publikacją swojego męża na Instagramie. Sonda Czy podoba Ci się Anna Kurek? Tak, jest piękna! Nie, nie jest w moim typie Trudno powiedzieć Bartosz Kurek o nowej reprezentacji siatkarzy: Będzie mi brakować Heynena
- Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało - powiedział i szybko podszedł w moim kierunku od razu chwytając za bluzę, aby zerwać ją ze mnie. Przepraszam, że muszę złamać ci serce i uciec, a samą siebie skazać na cierpienie. Wszedł na mnie przez co musiałam opaść na materac. Jesteś moim największym błędem. Jesteś wszystkim, czego pragnę, choć jednocześnie stanowisz przyczynę moich problemów. Jesteś najlepszym, a jednocześnie najgorszym, co mnie w życiu spotkało. Jesteś moim nałogiem. Nałogiem, który uszkodził mnie tak bardzo, który zmienił mnie moim życiem, ale i śmiercią. Jesteś największym błędem, jaki kiedykolwiek popełniłam. Najgorsze, że nie mogę już bez Ciebie żyć. Zanim Cię poznałam, słyszałam o Tobie pogłoski. O tym, jak wiele złego potrafisz wyrządzić. Nigdy jednak nie uwierzyłam w to do końca. Owe pogłoski pozostały w mym umyśle czymś w rodzaju niezobowiązujących plotek, wygłaszanych przez mało wiedzących to tu, to kiedy ktoś ciągle mówi o tym, co zakazane, czego nie wolno dotykać, czego nie wolno próbować… Cóż, przykuwa to moją uwagę, bo nie zawsze to, co mówi większość okazuje się prawdą. Niestety właśnie w twoim przypadku postanowiłam nie dawać wiary cudzej opinii, zanim nie poznam Cię twarzą w nocy naciskałam znajomych, aby mnie wprowadzili w temat, by pozwolili mi się z Tobą zapoznać. Zapoznać z największym błędem mojego życia. Niestety Twoja siła oddziaływania, poświęcona mi uwaga były tak wyraziste, że już od pierwszego razu wpadłam w Twoje skrzętnie utkane płomieniem, który rozświetla pochodnię wolności. Jesteś ostatnią drogą do tego, żebym poczuła się wolna i inna, niż wszyscy. Przynajmniej tak mi się wydawało. Teraz rozumiem, jak bardzo byłam głupia. Jesteś największym błędem, bo idealizowałam Cię, widziałam tylko to, co dziś uznaję za krótkowzroczne. Wybrałam Cię wyłącznie z pociągu do tego, co powszechnie jesteś największym błędem – nie mogę bez Ciebie żyćKiedy Cię poznawałam, wydawałaś mi się po prostu czymś, co wzbudza emocje, czymś ponad stan. Teraz jednak zupełnie nie potrafię bez Ciebie żyć. Nie dostrzegałam zagrożenia, które niesie ze sobą choćby najmniejszy kontakt z tym, co powszechnie mnie słowo “zabronione” oznacza nic innego jak to, że znasz się lepiej niż inni Cię znają. Jesteś silniejsza od wszystkich, którzy tak ściśle powstrzymują się od tego, co powszechnie uchodzi za że tamtej nocy było to dla mnie coś specjalnego, wyjątkowego. Kiedy mnie z Tobą zapoznali, gorączka wędrowała po moich żyłach, zmienił się cały mój świat. Ulokowałaś się w moim wnętrzu tak sprawnie i tak spójnie, że teraz nie mogę myśleć o niczym innym, jak tylko o Tobie. Choć jesteś moją największym błędem, nie potrafię już bez Ciebie Ty bierzesz mnie za rękę i zabierasz tam, gdzie można dotknąć samego nieba. Nie mogę żyć bez tego, że pozwalasz mi uciec z tego świata rozumnych, którzy nie potrafią zrozumieć takich jak ja. Nie mogę bez Ciebie żyć, choć wiem, że za każdym razem, gdy Cię dotykam, uśmiercasz mnie stopniowo, bym w końcu przestała mogę bez Ciebie żyć. Nie mogę się pogodzić z ciężarem, jakim okazał się być największy błąd mojego życia. Ta relacja oparta na miłości, nienawiści i uwielbieniu po prostu mnie wykańcza. Uniesienia stają się coraz krótsze, a udręka, którą trzeba za nią zapłacić, zaczyna się zamieniać w mnie, jestem od Ciebie coraz bardziej uzależniona. Od dawki, która gasi moje cierpienie na krótką chwilę, po to bym cierpiała jeszcze bardziej, gdy ta chwila przeminie. Piszę te słowa z miejsca walki. Z miejsca, w którym mój umysł walczy z tym, co bezustannie podpowiada serce. Z miejsca walki, w którym jestem jedyną stąd mogę powiedzieć całemu światu, że to Ty kochana heroino, stanowisz największy błąd mojego życia. Błąd, który w końcu mnie największym błędem, bo w końcu mnie zabijeszTak, to Ty, heroina. Narkotyk, który mnie w końcu zabije. Zabijesz mnie, bo moje uzależnienie od Ciebie jest tak silne, że nie jestem w stanie się od Ciebie odseparować. Dreszcze, nudności, które bywają wręcz wstrząsające, gdy próbuję się od Ciebie uwolnić nie pozwalają mi się bez Ciebie obejść zbyt nie ma Cię we mnie, występują nawet silne halucynacje. To przerażające wizje, które przeistaczają mój świat w miejsce terroru, pełne potworów, które bezustannie usiłują wyrządzić mi krzywdę. Co ciekawe, jednocześnie doskonale zdaję sobie sprawę, że jedynym monstrum, które w rzeczywistości mi zagraża, jesteś Ty kontrolujesz moje myśli i wszystko to, co robię. Jesteś największym błędem, bo teraz dowodzisz moim życiem. Z Twojego powodu nie mogę utrzymać żadnej pracy. Jedyne o czym myślę, to kolejna dawka, którą chcę przyjąć tu i jest to, że tylko jedna chwila przyjemności w rzeczywistości zniszczyła całe moje życie. Wiem, że to był wyłącznie mój wybór, że to ja chciałam tylko spróbować, kiedy jeszcze byłam od Ciebie też, że jeśli czytasz te słowa, Ty czytelniku możesz dokonać zupełnie innego wyboru. Dla mnie jest już zbyt późno. Ponieważ nie mogłam czekać na czystą strzykawkę, nabawiłam się AIDS. Mój organizm sprawił, że nie mogłam czekać ani przez chwilę dłużej. Skorzystałam więc z bądź jak ja, nie popełniaj tego strasznego błędu, bo nawet jeśli uważasz się za silną, narkotyk szybko to mieni. Nie poddawaj się namowom, to naprawdę nie ma sensu. Odrobina przyjemności, która stanie się Twoim udziałem nie ma żadnej wartości w porównaniu z cierpieniem, które przyjdzie Ci znosić całymi latami. Nie myśl, że z Tobą nie stanie się to, co ze mną. Ja też tak myślałam o innych, a teraz jestem już prawie może Cię zainteresować ... Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Kocham cię bardziej niż wszystko, Krzysztofie - napisała Paulina Piątek na Instagramie. Krzysztof Piątek w weekend wziął ślub. Obudziły mnie promienie słoneczne, mogłam zasłonić wczoraj okno. Zeszłam na dół, mama krzątała się po kuchni -Dzień dobry! -O Kate, juś wstałaś? Jak się spało w nowym domu? zakryłam usta, gdy ziewałam -Zrobiłam ci grecką, jest w lodówce. wyjęłam z lodówki sałatkę i poszłam do jadalni. Po chwili przyszła mama z kawą i kanapkami. -Pojedziemy dziś po jakieś zakupy, bo lodówka jest prawie pusta, a potem pójdziemy do Caroline, to moja koleżanka, pracujemy razem... -Tak, wiem. - odpowiedziałam bez emocji. -Słuchaj Kate, wiem, że jest ci położyła dłoń na moich plecach. -ale tu możemy zacząć wszystko od początku. -Rozumiem to mamo, ale są wakacje a ja tu nikogo nie znam. - mama uśmiechnęła się pokrzepiająco. -Caroline ma syna, jest od ciebie o rok starszy, może ci kogoś przedstawi... jakaś i tu mój czuły punkt -Nie denerwuj. - spojrzałam na nią z pod byka, jedząc moją sałatkę. -Oj dobrze wiesz, że jak byś chciała to byś miała jakieś przyjaciółki. - tsaa całe życie z chłopakami, nie mówię, że nie, jestem dziewczęca i w ogóle, ale jakoś zawsze moim towarzystwem była płeć przeciwna, lepiej się chyba z nimi dogadywałam, miałam jakieś tam koleżanki, ale zazwyczaj dziewczyny były dla mnie wredne. Nigdy nie miałam przyjaciółki. -Nie rozmawiajmy o wiem , że to dziwne, że dziewczyny mnie nie lubią, ale gdy ktoś mi to wytyka to robiło mi się. .. smutno? Chciałabym mieć przyjaciółkę no wiecie : wspólne zakupy, babskie wieczory, rozmowy o chłopakach ... jak na filmach. -Dobrze, idź się ubierz i jedziemy na te zakupy. Zrobiłyśmy zakupy, wielkie zakupy, nie wiem kto to zje, ale okej. Idziemy do tej koleżanki mamy, więc ubrałam delikatna szarą sukienkę i buty na obcasie, włosy mam proste, więc tak je zostawiłam, pomalowałam się i zeszłam na dół, gdzie czekała juz na mnie mama. Ponoć pani Caroline mieszka niedaleko wiec poszłyśmy piechotą. Faktycznie szłyśmy jakieś 8 minut. Dom był duży i nowoczesny. Brama była otwarta, więc weszłyśmy na posiadłość i zadzwoniłyśmy dzwonkiem. -Elizabeth!- drzwi otworzyła nam uśmiechnięta blondynka, najpierw przywitała się z moją mamą, a następnie ze mną. Pani Caroline zaprowadziła nas w głąb domu, był naprawdę ładny. W salonie był gospodarz domu, przedstawił się jako Tom, małżeństwo wydawało się naprawdę sympatyczne. -Rush, zejdź na dół mamy gości! - krzyknęła pani Caroline. Po chwili na dół zszedł chłopak, cholernie przystojny chłopak, miał czarne włosy, postawione do góry, na sobie czarne rurki, nie były aż tak bardzo obcisłe, i biały t-shirt, w wardze miał kolczyk a na lewej ręce miał tatuaż ,a dokładnie rękaw, wyglądał zajebiście, taki typowy bad boy. -Dobry wieczór. - powiedział obojętnie do mojej mamy. Na mnie nawet nie spojrzał, nie wiem może nie zauważył. Pierwsze wrażenie : cham. -Rush to jest Kate, córka powiedział Tom. Caroline i Tom kazali mówić do siebie po imieniu. Chłopak stał do mnie tyłem. - obdarzył mnie dokładnie jednosekundowym spojrzeniem i ruszył w stronę stołu. Miło. Po chwili się zatrzymał, odwrócił się w moją stronę i przeskanował wzrokiem od dołu do góry. Momentalnie na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Podszedł bliżej i podał mi rękę. -Jestem Rush. uścisnęłam jego dłoń. Cały czas się uśmiechał. Caroline zaprosiła nas do stołu. Do Rusha podszedł jego ojciec i coś mu powiedział, chłopak spojrzał na mnie i przytaknął. Jedliśmy kolacje i rozmawialiśmy, znaczy moja mama rozmawiała ze swoimi znajomymi. Cały czas czułam wzrok chłopaka na sobie, niezręcznie... -Kate, może pójdziemy na górę ?- odezwał się Rush. O kurde, mam się bać? Chciałam jakoś grzecznie odmówić, gdy moja rodzicielka się odezwała: -To dobry pomysł, Kate jeszcze nikogo tu nie zna, może się zaprzyjaźnicie. - Dzięki mamo. Chłopak, który praktycznie rozbiera mnie wzrokiem zaprasza mnie do swojego pokoju, a ty po prostu mu na to pozwalasz. Grunt to odpowiedzialność rodzicielska. Chłopak uśmiechnął się szeroko i wstał od stołu. -Kate idziesz? - Fuck, no więc wstałam od stołu i ruszyłam w stronę schodów. Chłopak przepuścił mnie przodem, byłam pewna ze gapi się na mój tyłek. Weszliśmy do jego pokoju, był w ciemnych barwach. Ruchem reki pokazał żebym usiadła na łóżku, tak tez zrobiłam, a on zajął miejsce na fotelu, który stał przy biurku. Usiadł przodem do mnie, co mnie cieszyło, w bezpiecznej odległości. -Przestań się tak odezwałam się pierwsza. On tylko się zaśmiał. -Ładna jesteś- wtf?- ale ojciec powiedział ze jak cię dotknę to mi nogi powyrywa, a są mi trochę potrzebne, więc sama rozumiesz. - powiedział to z taką powagą. Nie mogłam, zaczęłam się śmiać. Chłopak dołączył do mnie. -Przestraszyłaś się mnie? -Patrzyłeś się jakbyś chciał mnie zgwałcić!- zaczęliśmy się śmiać. Okazało się, że Rush jest na prawdę fajnym chłopakiem. Zaprzyjaźniliśmy się i spędziliśmy ze sobą całe wakacje. Faktycznie jest takim bad boyem, alkohol, codzienne imprezy, na każdej zaliczanie innej dziewczyny. Tak wyglądało nie tylko jego życie, ale i moje , no poza zaliczania tych dziewczyn. Wieczorem impreza, wracaliśmy kompletnie pijani i spaliśmy u mnie lub u czarnowłosego, potem kac, a następnego dnia kolejna impreza. Mój przyjaciel znał pół miasta przez co i ja poznawałam tych wszystkich ludzi, których już na drugi dzień nie pamiętałam. Rush po pewnym czasie był dla mnie jak brat, na imprezach chronił mnie przed tymi wszystkimi napalonymi kolesiami, później wiedzieli już, że jestem z Rushem i jak mnie chociaż dotknął to mogą żegnać się z życiem. Mogłam mu się zwierzać, tylko on i Cameron znali prawdę o rozstaniu moich rodziców i tylko im mówiłam o moich uczuciach. Rush był naprawdę inny, niż go wszyscy znali,, imprezowicz, chłopak, który rucha wszystkie laski, ,. Czasami leżeliśmy na łóżku cały dzień i słuchaliśmy muzyki, czy oglądaliśmy filmy, potrafił być troskliwy i wyrozumiały. Ci co mnie kojarzyli tez mieli o mnie zdanie imprezowiczki, ale chyba tak próbowałam odreagować, mimo, że tego nie pokazywała strasznie się przejmowałam tym, że tata nas zostawił. Moja mama to typowa bizneswoman, często... praktycznie wcale nie było jej w domu, ciągle gdzieś jeździła, a ja mieszkałam w tym wielkim domu sama. Nie miałam jej za złe tego, że jej często nie ma, ciągle dzwoniła, gadałyśmy na video chacie, a jak byłam w domu to spędzałyśmy ze sobą dużo czasu. Uważam, że jest dobrą matką. Tłumaczenia w kontekście hasła "najlepszym co spotkało mojemu" z polskiego na angielski od Reverso Context: Jesteś najlepszym co spotkało mojemu synowi. Perspektywa Louisa -Harry?- szepnąłem w jego ucho jednak chłopak nie odpowiedział. Spojrzałem na jego odkrytą klatkę, która unosiła się i opadała w równym, spokojnym tempie. Od incydentu z ręką nie odezwał się do mnie ani słowem a ja już zaczynałem wariować, ponieważ było mi tak przykro. Harry nie zasługuje na takie traktowanie. Jednak nie jestem w stanie mu wytłumaczyć, że to w pewnym sensie dobre dla niego. Nie chcę aby ktoś go skrzywdził, ale sam to robię. Nie chcę aby ktoś mi go zabrał, ale równocześnie sam do tego doprowadzam swoim zachowaniem.. Teraz wiem, że nie byłbym w stanie żyć bez tego człowieka. Uświadomiłem sobie, że to przecież on trzyma mnie przy życiu. Na plaży gdy ujrzałem go w towarzystwie innego chłopaka, w dodatku w jego wieku, coś we mnie pękło. Ogarnęła mnie zazdrość i wściekłość. Pragnąłem zlać tego blondyna jednak wiedziałem, że nie mogę tego zrobić przy Harrym. -Harry..- wymsknęło mi się i zaniosłem się płaczem. Dobrze wiedziałem, że nie spał. No kurwa. -Louis? Czemu płaczesz?- spytał unosząc się na prawym łokciu i spoglądając w moją Przepraszam dodał wtulając się we mnie i przejeżdżając po moim mokrym policzku kciukiem. -To ja przepraszam załkałem mocno go do siebie Nie zasługuje na Ciebie. Jesteś taki dobry a ja dla Ciebie taki okrutny. Nie chciałem Cię skrzywdzić, przepraszam. Harry gładził mnie po włosach i uspakajał dopóki nie przestałem płakać. Anioł. -Louis nie przepraszaj. Nie masz za co. Zdenerwowałem Cię. Wiem, że nie powinieneś. Teraz oboje wiemy, ale nigdy mnie nie przepraszaj. Bo jesteś na to za dobry. Już za dużo wycierpiałeś. Za dużo. Koniec z tym Lou. Teraz masz mnie a ja Ciebie i żadne z nas nie może dopuścić się do tego aby ta druga połowa cierpiała. Proszę obiecaj mi powiedział trzymając mnie mocno w ramionach. W tamtej chwili miałem ochotę jeszcze bardziej zanieść się płaczem. Harry od zawsze był wyrozumiały. Przecież go skrzywdziłem, pozwoliłem na to, aby czuł się źle, a on? -Lou? Obiecasz mi to?- powtórzył. szepnąłem spoglądając w jego piękne, szmaragdowe Obiecuje. *** Z samego rana wyjechaliśmy na planowaną wcześniej wycieczkę do oceanarium. Wynajęliśmy wóz i pojechaliśmy przed południem aby zdążyć na porę lunchu. Byłem tak podekscytowany, ponieważ przed tym wyjazdem nigdy wcześniej nie miałem okazji na zobaczenie delfina czy rekina. Będąc na miejscu poszedłem do sklepu po wodę a Harry miał czekać na mnie koło auta jednak kiedy wróciłem nie było go. Wybrałem jego numer i zadzwoniłem. -Harry, gdzie jesteś? Miałeś czekać przy samochodzie. -Ach tak. Ja już jestem przy wejściu. Przepraszam, że nie poczekałem, ale spotkałem naszego przewodnika i z góry mu zapłaciłem. Uwierzysz, że to Evan. -Zaraz tam będę. Rozłączyłem się i pobiegłem w stronę wejścia do oceanarium. Gdy usłyszałem, że przewodnikiem ma być ten blondyn aż prychnąłem, ile on ma? 16 lat? Dobiegając do kas po drugiej stronie ujrzałem Harrego i naszego "przewodnika". Szybko zapłaciłem za swój wstęp i przecisnąwszy sie przez bramkę podbiegłem do bruneta chwytając do w pasie. -Hej przywitałem się przerywając Harremu i Evanowi rozmowę. -Cześć Lou. To Evan, będzie nas podałem mu rękę starając się uśmiechać możliwe jak najnaturalniej, ale chyba nie wyszło, ponieważ Evana mina nie byłą obiecująca. -Taki młody a już ma stałą pracę?- spytałem kiedy szliśmy w stronę pierwszym akwariów. -Praktycznie się tutaj urodziłem. Moi rodzice prowadząc to oceanarium. Znam jego każdy zakątek i wiem praktycznie wszystko o zwierzętach powiedział uśmiechając się do nas, a raczej głównie do zaintrygowanego Harrego, przez co myślałem, że się porzygam. Niech spierdala od mojego chłopaka, oki? -To powiedział podchodząc do wielkiego zbiornika, w którym mieścił się Ma już 4 lata i jest bardzo inteligentna. Jak wszystkie delfiny zresztą. Była szkolona od Evan zrobił jakiś dziwaczny ruch ręką a Daisy wykonała 3 obroty wokół własnej osi co mnie i Harrego lekko rozbawiło. -Ciekawym faktem jest to, że delfiny śpiąc, oczywiście pod wodą, wynurzają sie z niej co około 30 sekund i nie budzą się. A ponadto śpią z otwartym jednym okiem. powiedział Harry zapatrzony w Ja tu zostaje, ona jest powiedział podchodząc do szyby. Kilka minut później po podziwianiu naszej gwiazdy (tak ją nazwał Harold), podążyliśmy dalej w kierunku rekinów. -Tutaj mamy Flika, rekina powiedział Evan zatrzymując się przy 5 metrowym Ma już 15 lat. -A ile może żyć?- spytał zaciekawiony Harry spoglądając na morskiego olbrzyma. -Nawet ponad uśmiechnął się do Flik jest w porządku. Jednak jedynie dopóki jest w zamknięciu. Ten gatunek jest szczególnie nieprzyjazny dla ludzi. Dalej oglądaliśmy już mniejsze zwierzęta wodne. Płaszczki, ryby i meduzy. Po południu stwierdziliśmy, że już pora wracać na lunch. -Evan dziękujemy bardzo za powiedział Harry ściskając mu mocno rękę na co przewróciłem Może masz ochotę zjeść z nami lunch? -Bardzo chętnie, ale mam jeszcze dużo pracy. Kończę dopiero wieczorem.. ale może macie ochotę na wspólnie spędzony wieczór? Znam bardzo fajny bar nieopodal waszej plaży. -Jasne!- krzyknął Hazza nie dając nawet mi dojść do głosu. Kiedy wracaliśmy do hotelu byłęm tak zirytowany, że nie odezwałem się słowem do zdezorientowanego chłopaka. -Lou, zrobiłem coś nie tak?- spytał Hazz przepuszczając mnie w drzwiach naszego mieszkanka. -Owszem. Nie spytałeś nawet czy ja chcę aby ON tam odpowiedziałem mu patrząc w stronę balkonu. Chwilę później pokierowałem sie w jego stronę zgarniając po drodze białe wino dostarczone nam dziś z rana. -Lou przepraszam. Myślałem, że nie masz nic przeciwko. Evan jest naprawdę miły i nie chce dla nas powiedział przytulając mnie od tyłu. Odłożyłem butelkę na bambusowy stół i obróciłem się w stronę Harrego. Przytuliłem go do siebie i złożyłem na jego czole soczysty pocałunek. -Już szepnąłem muskając jego Zachowuje się czasem jak dupek. Jednak musisz wiedzieć, że to przez moją zazdrość. Bardzo Cię kocham i chcę aby jak najlepiej nam się wiodło. Chciałbym z Tobą spędzić resztę powiedziałem i usłyszałem cichy szloch z jego strony. -Jesteś najlepszym co mnie w życiu wyszlochał i wbił się w moje usta. Chwilę później Harry zdjął moją koszulkę i rzucił gdzieś w głąb pokoju. Jego różowe wargi muskały moją klatkę a ja nie mogłem właściwie złapać powietrza pomimo starań. Mój puls był szybki i nierównomierny. Rozerwałem Harrego koszulę oraz rzuciłem obok mojej po czym wziąłem go na ręce i wciąż się całując powędrowałem z nim w stronę łóżka. *** -Wiesz, że minęła już pora lunchu?- spytał Hazz kreśląc wzorki na moim brzuchu. Niektórym przeszkadzało by to jednak dla mnie Harry robił to w tak delikatny i zmysłowy sposób, że było to przyjemne. -Ale było warto, prawda?- odpowiedziałem mu pytaniem całując go w jego loki. Ale tylko dzięki Tobie. Byłeś taki o jakiego Cię prosiłem abyś był. Cierpliwy a potem delikatny. Dziękuje. -Pamiętaj, że zawsze chcę dla Ciebie dobrze. - przytuliłem go do swojej klatki i mocniej otuliłem nas Czas coś wreszcie zjeść. Po seksie opadamy z sił. -Lou..- usłyszałem jego cichy głos i ujrzałem na jego policzkach dwie czerwone plamy. -No co?- Oj proszę, chyba nie będziesz teraz udawał, że nic się nie stało, a my przed chwilą graliśmy w Monopoly?- zaśmiałem się a on tylko odwzajemnił uśmiech po czym założył na siebie czarne bokserki i białą, przylegającą mu do ciała podkoszulkę. -Ładnie Ci w A jeszcze ładniej by Ci było w niej i puściłem mu oczko i również zacząłem się ubierać. -Dobrze wiesz, że planuje, ale muszę mieć ukończone 18 lat. Jeszcze rok i będę miał swój pierwszy powiedział dumnie zakładając jasne spodenki. -Trzymam Cię za słowo, pocałowałem go w policzek a on lekko się skrzywił. -Nie mów do mnie zrobił podkówkę ze swoich ust na co ja prychnąłem Czuję się wtedy jak jakiś smarkacz. -Dobrze masz rację. Już nie będę Panie wypiąłem mu język na co on jedynie przewrócił oczyma, po czym złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę jednego z barów na plaży wreszcie zjeść jakiś posiłek. ________________________________ Hej, rozdział miał być trochę wcześniej, ale dopiero teraz znalazłam czas i chęci aby go dokończyć i opublikować. Życzę wam osobiście Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! <3 wiesz że jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało? wiesz że jesteś najlepszą rzeczą która mi się w życiu przytrafiła? (translated literally) angielski (amerykański) francuski (Francja) niemiecki włoski japoński koreański polski portugalski (Brazylia) portugalski (Portugalia) rosyjski chiński uproszczony (Chiny) hiszpański
Z szerokim uśmiechem ukłoniłam się publiczności, zostając nagrodzona gromkimi brawami. Wzrokiem odszukałam najważniejszą osobę, która klaskała na stojąco. Tradycyjnie Alvaro puścił mi oczko, co przyjęłam radosnym śmiechem. Ujęłam dłonie moich koleżanek, po czym raz jeszcze ukłoniłyśmy się wszystkim. Bożonarodzeniowe przedstawienie okazało się być sukcesem. Już tydzień temu zostały wykupione ostatnie bilety! Na całe szczęście, razem z Abril zaopatrzyłyśmy swoich najbliższych w wejściówki dużo wcześniej. Nawet Saul poprosił mnie o dwie dodatkowe dla swoich rodziców, którzy byli bardzo zainteresowani moim występem. Pospiesznie udałam się do garderoby, ciągnąc za sobą Abril. Chciałam jak najprędzej znaleźć się w ramionach jej brata, którego nie widziałam całe dwa dni! Jednak przede mną całe święta w jego towarzystwie. Dzisiaj mieliśmy się udać do moich rodziców na świąteczną kolację, podczas której moja rodzicielka miała go oficjalnie poznać. A jutro? Poczułam się doceniona, gdy mama Alvaro osobiście do mnie zadzwoniła, zapraszając do San Sebastian. Jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Mój wyjazd, o którym nadal nie wiedział Odriozola. To śmieszne, ale zawsze gdy otwierałam usta, aby go o tym poinformować, traciłam całkowitą odwagę. Przeciągałam to bezlitośnie w czasie, mając co raz mniej czasu. - Na pewno jutro z nim przyjedziesz? - zapytała Abril, gdy opuszczałyśmy garderobę. - Oczywiście. - posłałam jej uśmiech. Dziewczyna przytuliła się do mnie radośnie, po czym pobiegła w stronę rodziny, która stała niedaleko. Miałam zamiar przywitać się z rodzicami Alvaro, jednak wpadłam niespodziewanie w ramiona Emilio. Wyściskał mnie za wszystkie czasy, po czym zaprowadził do najbliższych. - Byłaś wspaniała jak zawsze. - mama wycałowała moje policzki oraz czoło, po czym przytuliła do siebie wzruszona. - Moja malutka balerina. - Oj już nie taka malutka. - zauważył tata, obejmując nas obie. - Jest i zawsze będzie. - mruknęła niezawodna Sonia Gonzalez, rozbawiając mnie. - Nasz najmłodszy promyczek. - pogładziła mnie z czułością. Z uśmiechem podeszłam do Leire, która również wyciągnęła do mnie swoje ramiona. Zaśmiałam się, czując najsłodszą pod słońcem przeszkodzę pomiędzy nami, a mianowicie lekko już wystający brzuszek. - A Tobie się podobało, kruszynko? - dotknęłam go ostrożnie. - Bom Bom lubi klasyczną muzykę, więc na pewno. - wyszczerzył się Saul. Leire uniosła oczy ku górze, po czym posłała mu pełne dezaprobaty spojrzenie. - Bom Bom? - zachichotałam. - Już znasz płeć, więc nie nazywaj jej Bom Bom. - mruknęła moja siostra do swojego ukochanego. Ten jedynie wzruszył ramionami i z czułością położył dłoń na jej brzuszku. Leire uśmiechnęła się pod nosem, a do mnie dotarła dość ważna informacja. - Zaraz! Jej? - Dziewczynka. - odpowiedzieli wspólnie przyszli rodzice. Rzuciłam się im z radości na szyję, mając przed oczami małą księżniczkę, która jeszcze się nie pojawiła, a już wywołała nie małe zamieszanie i skradła wszystkim serca. Przeprosiłam wszystkich, obiecując że zobaczymy się w domu. Rozejrzałam się uważnie za rodziną Odriozola, jednak nie było po nich śladu. Zdezorientowana przedzierałam się przez tłum. Dopiero po chwili zauważyłam wyszczerzonego Alvaro, opierającego się nonszalancko o parapet. Podeszłam do niego szybkim krokiem, chwytając twarz w swoje dłonie i namiętnie całując. Zamruczał zaskoczony oddając pocałunek. - Byłaś cudowna gwiazdo. - uśmiechnął się przykładając swoje czoło do mojego. Przez chwilę staliśmy w ciszy, spoglądając w swoje oczy. - Mam coś dla Ciebie. - wyszeptał. Zaciekawiona spoglądałam jak bierze do rąk piękny bukiet czerwonych róż. - Definitywny koniec z kremowymi. Tak samo jak z tajemniczymi wiadomościami. Od tej chwili będziesz dostawała czerwone, prosto z moich rąk. - Dziękuję, są przepiękne. - zachwyciłam się, po czym złożyłam na jego ustach subtelny pocałunek. - Kocham Cię. - Ja Ciebie też kocham. Moją "po prostu Nati". - zaśmiał się, co odwzajemniłam. - Chyba musimy się zbierać, co? - założył kosmyk moich włosów, za ucho. - Nie chciałbym narazić się Twojej mamie będąc spóźnionym. - Najpierw muszę Ci o czymś powiedzieć. - westchnęłam, spuszczając wzrok. - Zrozumiem jeśli po tym nie będziesz chciał iść tam ze mną. - dodałam. Alvaro zmarszczył czoło, spoglądając na mnie z zaniepokojeniem. Korytarz opustoszał, jedynie gdzie nie gdzie zagubiona osoba szukała wyjścia z teatru. A ja wiedziałam, że jeśli teraz tego nie powiem, to później będzie mi o wiele trudniej. - Nati, o co chodzi? - Bo widzisz, w czasie gdy byłam na Ciebie wściekła z powodu tych kwiatów, moja choreograf oznajmiła mi, że dostałam zaproszenie na warsztaty do Nowego Jorku. Prawda jest taka, że starałam się o to od paru miesięcy. Jednak nie sądziłam, że kiedykolwiek zwrócą na mnie uwagę, w końcu takich podań dostają setki. - mówiłam ze wzrokiem utkwionym w podłodze. - A ja ... to żadne usprawiedliwienie, ale nie przemyślałam tego, a że byłam wściekła i zagubiona, wysłałam im swoje potwierdzenie. Potem przyszła Abril i wszystko mi wyjaśniła, a ja z tego wszystkiego zapomniałam o tych warsztatach. Gdy wyjechałeś do Emiratów, przyszła polecona przesyłka ze wszystkimi dokumentami i biletem na samolot. - mój głos się załamał. - Wtedy dotarło do mnie co narobiłam. - Ile? - wydukał. - Pół roku. - podniosłam na niego swój załzawiony wzrok. - Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej? - zmarszczył czoło. - Bo się bałam. - pociągnęłam nosem. - Nie chcę jechać i Cię tu zostawiać. - To masz problem Nati, bo ja nie mam zamiaru Cię tu zatrzymywać. - oznajmił stanowczo. - Rozumiem. - szepnęłam pełnym bólu głosem. Niemiłosierne łzy zaczęły spływać po moich policzkach, a ja jedyne czego chciałam, to zapaść się pod ziemię. - Nie, nic nie rozumiesz. - chwycił mnie za ramiona, zmuszając abym spojrzała mu w oczy. - Jak sama przyznałaś, starałaś się o to, więc te warsztaty muszą wiele dla Ciebie znaczyć. Nie pozwolę, abyś zrezygnowała z tego dla mnie. Nie chcę kiedyś usłyszeć, że żałujesz tej decyzji. - Już żałuję, bo przez to tracę Ciebie. - Zaczekam, jeśli takie jest Twoje życzenie. - otarł moje łzy, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. - A gdybym nagle Ci oznajmił, że wyjeżdżam na wypożyczenie? I poprosił, abyś zaczekała? Zrobiłabyś to? - Oczywiście, że tak! - oznajmiłam bez zastanowienia. - Więc nie miej wątpliwości, że nie zrobiłabym tego samego dla Ciebie. Chociaż cholernie będzie mi z tym trudno. - westchnął przyciągając mnie do siebie. Wzruszona wtuliłam się w jego ramiona, czując jak ogromny głaz spada z mojego serca. - To Twoja szansa Nati, a ja nie jestem egoistą. - W tej chwili wolałabym żebyś nim był. - przyznałam. - I stracił Cię za pewien czas? - pogładził moje włosy. - Nie wytrzymałabyś długo z kimś takim. Twoja kariera jest nie mniej ważna jak moja. Wsadzę Cię do tego samolotu, chociażby siłą. - oznajmił rozbawiając mnie. - Będziemy rozmawiać codziennie, prawda? - Obiecuję Ci to. - ucałował mój nosek. Zdawałam sobie sprawę, że to wcale nie będzie takie proste z powodu różnicy czasu oraz naszych zajęć, jednak chciałam jeszcze chwilę nacieszyć się tą iluzją. W jego ramionach, gdzie czułam że było moje miejsce. * - Wszyscy jesteście tacy sami! Wszyscy! - wparowałam do pokoju Alvaro, wprost z łazienki, w której robiłam ekspresowy makijaż. - Jak mogłeś nie powiedzieć mi o tym otwarciu wcześniej?! Nawet nie mam odpowiedniej sukienki, tylko tą! - okręciłam się przed nim wokół własnej osi. - A ona jest taka ... zwyczajna! Ale to dobrze, będę się trzymała z tyłu żeby nikt mnie nie zauważył! No czemu nic nie mówisz?! - aż tupnęłam obcasem. Ten gamoń siedział we fotelu, niczym baskoński hrabia i patrzył na mnie z uchylonymi ustami. - Nie podoba Ci się, prawda? Masz rację. Najlepiej zostanę w domu, dobrze? - potarłam nagie ramiona. - Nati. - wydukał. - Wyglądasz prześlicznie. - Nie próbuj mnie nawet udobruchać, Odriozola! - pogroziłam mu palcem. - Nigdzie nie idę! Nie mam co na siebie włożyć! - usiadłam obrażona na łóżku. Miesiąc temu Alvaro dostał propozycję zostania twarzą nowej kolekcji popularnej męskiej odzieży El Ganso. Szczególnie z tego powodu, iż jeden z butików miał zostać otwarty w San Sebastian. Dzisiaj! Super, szkoda tylko, że nie wiedziałam o tym wcześniej! - Wiecie, że zachowujecie się jak stare małżeństwo? - w drzwiach pojawiła się rozbawiona Abril. Szybko jednak zniknęła, uciekając przed pociskiem w postaci poduszki. - Księżniczko. - Alvaro kucnął przede mną, kładąc swoje dłonie na moich kolanach. - Przepraszam, że Ci nie powiedziałem, ale to nie jest gala. Wyglądasz idealnie i ta sukienka jest prześliczna, jak cała Ty. Z dumą przedstawię Cię wszystkim jako moją dziewczynę. - pogładził mój policzek. - Miałam się trzymać z tyłu. - mruknęłam. - Jedyne czego będziesz się trzymała, to mojej dłoni. - wyciągnął ją w moją stronę. - Dlaczego wy kobiety, nie dostrzegacie swojej urody? I wiecznie nie macie w co się ubrać, skoro macie stosy idealnych dla was ubrań? - Serio mam Ci to teraz tłumaczyć? - zachichotałam. - Myślę, że mamy zbyt mało czasu. - pociągnął mnie za sobą, zmuszając abym wstała. - Zresztą i tak bym tego nie zrozumiał. - Po prostu nie chcę Ci przynieść wstydu i zrobić jako takie dobre wrażenie. - westchnęłam zakładając kosmyk włosów za ucho. - Myślę, że skradniesz mi całe show. Byłam pod wrażeniem wnętrza butiku. Żywcem wyjęty z początków drugiej połowy dwudziestego wieku. Zresztą, cała kolekcja ubrań była mieszanką nowoczesnych trendów z tymi sprzed kilkunastu lat. Uśmiechnęłam się w stronę zdjęcia Alvaro w kraciastej marynarce na wystawie. Nie mogli wybrać bardziej odpowiedniego człowieka do tego. Przed samym wejściem czekało kilku dziennikarzy. Taktownie puściłam dłoń Alvaro, chcąc aby to on był w centrum zainteresowania. Nauczyłam się tego od mamy, która musiała się z tym zmagać całe swoje życie. - Old fashion. Właśnie to przychodzi mi na myśl, gdy widzę to wszystko. - zauważyła Abril, przyglądając się mi uważnie. Z zainteresowaniem przeglądałam wieszaki z marynarkami. - Raquel byłaby zachwycona. Kto jak kto, ale ona na modzie zna się jak mało kto. - Mi tam podobają się chłopaki w bardziej sportowych rzeczach. - wzruszyła ramionami, na co zaśmiałam się pod nosem. - Jeszcze mało wiesz o życiu Abril. - pacnęłam ją rozbawiona w nosek. - Nie ma to jak mężczyzna w marynarce. Szczególnie w garniturze! - nie sądziłam, że kiedykolwiek zacytuje słowa mojej najstarszej siostry. - Szczególnie czekający na nas przed ołtarzem? - Wtedy to może mieć na sobie byle co, ważne żeby tam był. - zaśmiałyśmy się. Konwersację przerwał nam Daniel, którego wysłała mama z wiadomością o rodzinnym zdjęciu. - Idźcie. - A Ty? - Abril uniosła zaskoczona brwi ku górze. - Rodzinne zdjęcie. - posłałam jej uśmiech. Wywróciła oczami, ale posłusznie udała się za młodszym bratem. Sama z ciekawością podeszłam do półki z pasiastymi skarpetkami. Zaśmiałam się pod nosem widząc wściekły róż ... idealny dla Emilio! - Uparciuchu, czego miałaś się trzymać? - poczułam na swoich biodrach dłonie Alvaro. Zaskoczona odwróciłam ku niemu twarz. - Twojej dłoni? - przybrałam niewinną minę. - Ale odpowiadałeś na pytania dziennikarzy, a ja znalazłam idealny prezent urodzinowy dla Emilio. - pomachałam mu skarpetkami. - On Cię zamorduje. - zauważył. - Będę wtedy w Stanach. - wzruszyłam ramionami. - Księżniczko, potem znajdziemy prezenty dla całej Twojej rodziny, jeśli takie będzie Twoje życzenie. - odłożył moje znalezisko na swoje miejsce. - A teraz chce Twoją piękną twarz na rodzinnym zdjęciu, obok mnie. - Ale to rodzinne zdjęcie. - Moja rodzina traktuje Cię jak swojego członka. - pocałował mnie czule w policzek, po czym pociągnął za sobą. Jego słowa sprawiły mi ogromną radość. Uwielbiałam jego najbliższych, więc to oczywiste że chciałam, aby mnie akceptowali. Tak bardzo denerwowałam się przed ich poznaniem, co było absurdalne, ponieważ okazali się sympatycznymi ludźmi. Nawet pani Amaya wyznała mi w tajemnicy, że od początku wiedziała, że nie jestem jedynie przyjaciółką dla Alvaro. Z uśmiechem przysunęłam się do Odriozoli, czując jak obejmuje mnie w pasie. Dłoń położyłam na ramieniu zadowolonego Daniela, który stanął przed nami. Alvaro pokręcił na to rozbawiony głową. - Wyszło lepiej, niż planowaliśmy. - niespodziewanie podszedł do nas elegancki mężczyzna. - A mówiłeś, że się do tego nie nadajesz. - Nati mnie przekonała. - Alvaro posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam. - Oscar, chciałem Ci ją nareszcie oficjalnie przedstawić. To Natalia, moja dziewczyna. Kochanie, to jest właśnie mój agent. - wyjaśnił. - Miło mi Cię poznać Natalio. - podał mi uprzejmie dłoń. - Po Emilio Butragueño zdecydowanie odziedziczyłaś kolor oczy. U Ciebie są one piękne, a u Twojego ojca przenikliwe. - Zna pan mojego tatę? - spytałam zaskoczona. - Pracowałem i nadal pracuję z wieloma piłkarzami Realu Madryt. - wyjaśnił. - Między innymi z Xabim Alonso i Casemiro, więc miałem przyjemność nie raz spotkać się z Emilio. Gdyby wszyscy byli tak profesjonalni i szczegółowi jak on, pracowałoby mi się zdecydowanie lepiej. A po za tym, nie mów mi per pan, tylko Oscar. - Dobrze. - zaśmiałam się. - Jestem po prostu zachwycony! - obok nas pojawił się kolejny mężczyzna, ubrany od stóp do głów w ubrania i dodatki El Ganso. - San Sebastian to jednak był strzał w dziesiątkę! No i nasza nowa twarz. - poklepał Alvaro po ramieniu, po czym zmierzył mnie zainteresowanym spojrzeniem. - To ona, prawda? Ja wiedziałem, że za Twoją upartością musi stać jakaś ślicznotka! - Cieszę się Javier, że nasza współpraca nie okazała się być katastrofą. - zaśmiał się Alvaro, jednak ów Javier nawet nie zwrócił na niego uwagi, a jedynie wywiercał mi dziurę w twarzy! Zdezorientowana spojrzałam na Oscara, który wzruszył ramionami. - Masz ją przekonać do wiosenno - letniej kolekcji! - wskazał na mnie bezczelnie palcem. - Skoro przy jesienno - zimowej nie chciałeś żadnej modelki u swojego boku, co teraz rozumiem, nie znaczy że Ci odpuszczę następnym razem. Chcę ją! - Ale ... ja nie jestem modelką. - wydukałam. - No co Ty. - Odriozola mruknął do mojego ucha, na co jedynie trąciłam go łokciem w bok. Doskonale wiedziałam, czego dotyczyła ta aluzja! - Przedyskutujemy to, ale niczego Ci nie obiecuję. - odpowiedział dyplomatycznie. - Kto to był? - spytałam, odprowadzając wzrokiem mężczyznę w towarzystwie Oscara. - To Javier, główny projektant El Ganso. Za wszelką cenę chciał, aby u mojego boku wystąpiła jakaś modelka. - wzruszył ramionami. - Teraz uparł się na Ciebie. - Mam wystąpić obok Ciebie? - uniosłam zaskoczona brwi. - Jako modelka? W sesji zdjęciowej El Ganso? Przecież ja się do tego kompletnie nie nadaję! - Udowodniłaś, że nadajesz się do tego lepiej niż ja. - Przecież nie podobała Ci się moja sesja. - Nati, cholernie mi się podobała. - westchnął ciężko, obejmując mnie. - Jednak świadomość, że inny mężczyzna widział Cię praktycznie w samej bieliźnie, doprowadzała mnie do szału. - Gustavo jest gejem. - zauważyłam. - Nawet o geja jestem zazdrosny. - przyznał. - To chciałeś mi wtedy powiedzieć? - uśmiechnęłam się, przyglądając mu uważnie. - Wtedy, gdy wpadł Asensio z całą bandą. Chciałeś powiedzieć, że jesteś zazdrosny? - Alvaro kiwnął głową, a ja rozbawiona wtuliłam się w jego ramiona. * - Nie podejdę do niego! Wybij to sobie z głowy Odriozola! - paplałam, idąc żwirową ścieżką w stronę stajni. Alvaro jedynie trzymał mnie za rękę i śmiał pod nosem. Po kolacji zachciało mu się nagle odwiedzić Pioruna i w tej sposób wylądowaliśmy w stadninie. - Przywitamy się tylko. - Konie nie obchodzą Bożego Narodzenia, im nie trzeba mówić Wesołych Świąt. - mruknęłam pod nosem. - Panikara. - parsknął otwierając przede mną drzwi. - Ugh, niby tak mnie kochasz, a chcesz rzucić tej bestii na pożarcie. - poskarżyłam się, stąpając po betonowej podłodze. Moje szpilki zabawnie stukały, zwracając na siebie uwagę tych pięknych, ale i przerażających zwierząt. Oparłam się o jeden z pustych boksów, obserwując uważnie jak Alvaro karmi Pioruna marchewką. - Jesteś niesprawiedliwy. Ona też chce. - wskazałam na konia obok. - Skąd wiesz, że to ona? - posłał mi zaskoczone spojrzenie. - Ma dłuższe rzęsy. - wytknęłam mu język. Śmiech Odriozoli rozległ się po całej stajni, ja jednak machnęłam na to ręką i wpatrywałam się w śliczną klacz, która niecierpliwie ruszała łbem, jakby domagała się marchewki. - Nakarm ją. - wzruszył ramionami. - Odgryzie mi rękę. - mruknęłam. Alvaro wywrócił oczami i sam podał klaczy marchewkę. Za nic nie mogłam się przemóc. Ok, miałam już styczność z Piorunem, ale mimo to nie pozbyłaś się swojej fobii. - Co ja mam zrobić, żebyś przestała się bać? - stanął na przeciwko mnie, zakładając ręce na piersi. Uśmiechnęłam się jedynie niewinnie. - Zabiorę Cię kiedyś na przejażdżkę na Piorunie. We dwoje. - Będzie mu ciężko. - zauważyłam zaniepokojona. - Przecież Ty ważysz tyle, co piórko. - położył dłonie na moich biodrach, spoglądając głęboko w oczy. - Muszę? - jęknęłam, na co pokiwał pewnie głową. Westchnęłam kompletnie się poddając. - Obiecuję nie wrzeszczeć. - Cudownie. - schylił się, aby złożyć na moich ustach pocałunek. Oddałam pieszczotę, zawieszając swoje ręce na jego szyi. Przez całe zamieszanie, związane z kolejną rodzinną kolacją, nie mieliśmy nawet chwili czasu, aby nacieszyć się sobą. Chciałam więc wykorzystać tą chwilę, póki nie zostanę zaciągnięta przez Daniela do oglądania "Kevina samego w domu". - Będę za tym bardzo tęsknić. - wymruczałam, pogłębiając pocałunek. Nasze języki połączyły się w zachłannym tańcu. Niespodziewanie Alvaro zjechał dłońmi na moje pośladki, przyciągając do siebie. Spowodował tym jedynie, że się o niego otarłam. Wciągnął gwałtownie powietrze, a ja wbiłam dłoń w jego włosy, nie chcąc aby się ode mnie odsunął. Traktowanie mnie niczym lalkę porcelanową zaczęło mnie powoli irytować. - Nati ... - Czy ze mną jest coś nie tak? - spytałam niepewnie. - Doskonale wiesz, że nie. - oburzył się. - Ale to nie jest odpowiednie miejsce. - Twojemu bratu to nie przeszkadzało. - zachichotałam na samo wspomnienie naszej rozmowy sprzed prawie dwóch miesięcy. Alvaro spojrzał na mnie uważnie, jakby bił się z własnymi myślami. - Przepraszam. Po prostu myślałam ... bo czuję że ... - Nie przygotowałem się na taką ewentualność, a nie możemy zaryzykować. - pogładził mnie z czułością po policzku. - Niektóre baleriny zażywają tabletki. - wzruszyłam niewinnie ramionami. - I błagam, nie pytaj mnie czy jestem pewna bo ... - nie dokończyłam, ponieważ wpił się w moje usta. Zamruczałam, oddając go z pełnym zaangażowaniem. Uniósł mnie za uda, chcąc abym objęła go nogami. Zaśmiałam się w jego usta, czując jak wnosi mnie do pustego boksu pełnego siana. Gdy postawił mnie na ziemi, wykorzystałam chwilę gdy chwycił za koc, aby zsunąć ze stóp szpilki. - Zaraz! - zatrzymał się gwałtownie. - Zażywacie tabletki? Abril też?! - Odriozola, na Boga! - jęknęłam. - Zamknij się wreszcie. - chwyciłam jego twarz w dłonie. - Najpierw mnie rozpalasz, a potem wylewasz kubeł zimnej wody na głowę. - Ja Ciebie? - prychnął. - Żebyś Ty wiedziała jakie ja przechodzę katusze chcąc być w porządku. - wymruczał, ciągnąc mnie za sobą na rozłożony koc. Usiadłam na jego kolanach, oddając zachłanny pocałunek. - I nawet nie wiesz jak bardzo pragnąłem, aby Twoja urodzinowa noc inaczej się skończyła. - wyszeptał mi do ucha, gdy rozpinałam guziki jego koszuli. - Wiem, czułam. - zaśmiałam się. - Możesz sobie wyobrazić, że dzisiaj mam urodziny. Albo że są to Twoje ... a zresztą, myśl sobie co chcesz. - zdarłam z niego ten nieszczęsny materiał. Z uśmiechem przejechałam dłońmi po jego umięśnionej klacie. - Jedyne o czym jestem w stanie myśleć, to Ty. - musnął moje usta, po czym zręcznie odsunął zamek od sukienki. Wstałam z jego kolan, pozwalając aby zsunęła się ona z mojego ciała. Alvaro zmierzył je spojrzeniem pełnym pożądania, po czym wyciągnął ku mnie dłoń. Po chwili leżałam pod nim oddając namiętne pocałunki. Po całym boksie roznosił się odgłosy moich westchnień, gdy jego usta i dłonie badały moje ciało. Kompletnie traciłam przy nim zmysły. Pozostał jedynie dotyk, dzięki któremu czułam ogromną przyjemność. Nawzajem pozbyliśmy się resztki naszych ubrań. Wstrzymałam oddech, gdy Alvaro rozsunął moje uda. Tysiące razy wyobrażałam sobie tą chwilę, jednak ani w jednym małym procencie nie były tak wspaniałe jak rzeczywistość. Przyłożył swoje czoło do mojego, patrząc głęboko w oczy. Kiwnęłam niepewnie głową, a po chwili poczułam jak się we mnie zatraca. Zacisnęłam zęby i powieki, a on zamarł. - Nati. - sapnął zszokowany. Przełknęłam ślinę walcząc z bólem, który chcąc nie chcąc musiał się pojawić. - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - Jest dobrze. - pogładziłam go po policzku. - Proszę, nie przestawaj. - Spróbuj się rozluźnić. - pocałował z czułością moje usta. Po chwili zaczął się powoli i ostrożnie poruszać. Ból był mniejszy i powoli zanikał. A to wszystko dlatego, że zaczął szeptać mi do ucha takie rzeczy, od których cała się rumieniłam. Jeśli chciał, abym zapomniała o dyskomforcie, to udało mu się to idealnie. Jego pchnięcia stały się bardziej pewne i szybsze, a z każdym kolejnym czułam, że to co najlepsze dopiero przede mną. Mój oddech przyspieszył bardziej, o ile to w ogóle było możliwe. Zaczęłam pojękiwać, co przyjął uśmiechem. Wiedziałam, że jeszcze kilka sekund a ... Wbiłam paznokcie w jego umięśnione ramię, a drugą dłoń wplotłam w jego włosy. Moim ciałem zatrząsł dreszcz ogromnej i niespodziewanej przyjemności. Głos ugrzązł mi w gardle, a jedynie co mi pozostało to zacisnąć wszystkie mięśnie i cieszyć się tą chwilę. Zaraz po tym ciało Alvaro zamarło, a on jęknął w moje usta. Przymknęłam powieki, czując jak napływają do nich łzy wzruszenia. Alvaro objął mnie czule i ucałował w skroń. Wtuliłam się w jego ramię, pociągając nosem. - Co się dzieje? - spojrzał na mnie przestraszony. - Boli Cię? - Nie, już nie. - zaśmiałam się przez łzy. Zdezorientowany zmarszczył czoło. - Po prostu ... nie mogłabym sobie tego lepiej wyobrazić. Wiesz, był czas gdy było mi wstyd, że jeszcze nie mam tego za sobą. A teraz wiem, że warto było zaczekać. - Nawet w takich warunkach? - uśmiechnął się. - To najpiękniejsze miejsce na świecie. To tutaj zorientowałam się, że Cię kocham. Dziękuję, że mnie wtedy pogładziłam jego policzek. - Uwierz mi, to była najtrudniejsza rzecz jaką musiałem w życiu zrobić. - zaśmiał się, a ja zaraz za nim. - I proszę Cię, przestań o siebie źle myśleć. Jesteś piękną i pociągającą kobietą, dla mnie idealną. Zasługujesz na to, co najlepsze. I jeśli sądzisz, że łatwo mi było trzymać wszystkie emocje na wodzy, to jesteś w wielkim błędzie. - Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało. - Jeśli tak uważasz, to czuję się dumny z tego powodu. - wyszeptał. - Ale będziemy musieli zaraz jechać. Zorientują się, że coś jest nie tak. - Nie chcę spać sama. - mruknęłam. - Wiesz jaka jest moja mama, ale ... zawsze możesz się wkraść do mojego pokoju. - wyszczerzył się cwaniacko. - Najwyżej powiemy, że miałaś koszmar. Szanowałam zasady pani Amayi, jednak wizja ryzyka była dość kusząca. Po za tym, chciałam jak najdłużej przebywać w ramionach Alvaro, co było niemożliwe w chłodnym pokoju gościnnym. Oczywiście nie miałam na myśli temperatury, a samotność. Dlatego też, gdy wszyscy poszli spać, wymknęłam się cicho z pokoju i na paluszkach przemierzałam korytarz. Alvaro już na mnie czekał w drzwiach, szczerząc się cwaniacko. Dla bezpieczeństwa przekręcił klucz, a ja z radością wskoczyłam pod jego pościel. Po chwili dołączył do mnie, pozwalając abym wtuliła się w jego ramiona. - Oszalałem z Twojego powodu. - pocałował mnie w czoło. - Gdy wrócę, chcę zasypiać przy Tobie codziennie. - wyszeptałam, kreśląc na jego klacie wzorki. - Zaproponowałaś mi właśnie wspólne mieszkanie? - zapytał, unosząc zabawnie brew ku górze. Kiwnęłam głową, uśmiechając się do niego niewinnie. - Z wielką przyjemnością. Szczególnie dlatego, że wspaniale gotujesz. - Odriozola! - Cii! - przyłożył dłoń do moich ust. Przez chwile nadsłuchiwaliśmy odgłosów zza ścian, jednak na całe szczęście wszyscy smacznie spali. - Wariatko, Ty nie potrafisz być cicho. - zaśmiał się pod nosem. - A właśnie, że potrafię. - szepnęłam. - Tak? - musnął zmysłowo moje usta. - Się okaże ... od wypadku trzymaj to. - podał mi małą poduszkę. Zmarszczyłam czoło, trzymając ją w dłoniach. Kompletnie nie rozumiałam, o co mu chodzi. Tymczasem Alvaro puścił mi oczko i zanurzył się pod pościelą. Pisnęłam czując jak chwyta za moją bieliznę. Spanikowana znów zerknęłam na drzwi, ale odpowiedziała mi jedynie cisza. Już miałam zapytać Odriozoli, co wyprawia lecz poczułam jego usta na ... uchyliłam z wrażenia usta. Opadłam plecami na posłanie czując jak porusza swoim językiem. On już kompletnie zwariował! Mój oddech kolejny raz tego dnia przyspieszył. Zaczęłam się miotać, czując rozkosz rozpływającą się po moim ciele. Zaciskałam piąstki na pościeli, chcąc dać upust moim emocjom. Bez rezultatu. Jedyne czego pragnęłam to krzyknąć z przyjemności jaką w tej chwili otrzymywałam. Chwyciłam tą nieszczęsną poduszkę, zagryzając na niej swoje zęby. Dreszcz zatrząsł moim ciałem, a ja straciłam na chwilę kontakt z rzeczywistością. Miałam gdzieś to, czy ktoś mógł nas usłyszeć, czy też nie. Niech się Alvaro tłumaczy! *** Dzisiaj rozdział był dla Alvaro i Nati, w końcu muszą nacieszyć się sobą. Wiem, że oczekiwałyście rodzinnej kolacji, ale jeszcze spotkacie się z rodziną Butragueño podczas dość ważnego dla nich wydarzenia :) (Nati i jej "zwyczajna" sukienka)
. 466 787 776 228 208 59 295 721

jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało